Jak się umiera po "szczepionce"

Siedziałam w autobusie wracając do domu. Było ok.17. O tej godzinie autobusy są zwykle przepełnione i ten też był. Na moim przedostatnim przystanku wsiadł do autobusu razem z innymi mężczyzna ok. 50-letni. Trząsł się cały jak galareta więc zaraz ktoś zrobił dla niego miejsce tam gdzie ludzie siedzą naprzeciwko siebie na czterech fotelach.  Siedziałam na przeciwko. Metr odległości.  Mężczyzna trzymał w ręku ledwo napoczęte piwo. Był przyzwoicie ubrany. Na lewym ramieniu miał jakąś torbę na pasku. 
Takie trzęsionki widziałam w ostatnim czasie i na FB i na Twitterze. Wiedziałam co to oznacza: to reakcje poszczepienne. Mężczyzna ledwo usiadł, upił mały łyk piwa, nagle podniósł oczy do góry, po czym przewrócił się przez lewe ramię i upadł na podłogę. Pasażerowie podnieśli krzyk.  Kierowca wezwał policję i pogotowie. Musieliśmy czekać w autobusie aż 20 minut, zanim przyjechała policja i karetka ratunkowa, pomimo, że komisariat policji znajduje sie w odleglosci 2 minut od tego miejsca, a szpital w odległosci 3 minut samochodem. Najwidoczniej nie było im spieszno. Zresztą mężczyzna się nie ruszał. Było dla mnie jasne, że nie żyje. Zawał serca.  Oczywiście, nikt w świadectwie zgonu nie napisze wskutek czego on dostał ten zawał. Zawał to zawał.  Fertig.
Kiedy policjanci weszli do autobusu stare wiedźmy zaczęły krzyczeć: "On pił alkohol! Pił alkohol! Ratownicy wynieśli nieszczęśnika na noszach. Autobus dojechał jeszcze 50 metrów do przystanku i mogłam wysiąść. 
Dlaczego o tym piszę? Zdaję sobie sprawę, że takich przypadków w moim mieście (Berlin) są codziennie dziesiątki, Zaczęło się. Karetki jeżdżą bez przerwy na sygnale niemal jedna za drugą. To samo policja. Słyszałam o wielu takich przypadkach, rozmawiałyśmy na ten temat z moimi znajomymi, ale po raz pierwszy doświadczyłam tego bezpośrednio: jest człowiek i nagle nie ma człowieka. Wiem, że takich sytuacji będzie coraz więcej i trzeba się oswajać ze śmiercią, ale ja się oswoić nie mogę. Przynajmniej na dziś.