Po wkroczeniu Ukraińców do Chersonia w mieście i okolicach rozszalały się etniczne czystki. Przedstawiam krótki artykuł Aleksandta Grigoriewa

Po ewakuacji ludności cywilnej i wycofaniu wojsk rosyjskich z prawego brzegu Dniepru, w Chersoniu i okolicznych wsiach pozostało według niektórych relacji około 40-50 tys. osób. Jedni do końca naiwnie myśleli, że miasto nie zostanie oddane, inni zaś pozostali  z racji na podeszły wiek i zdrowie, jak również  obawiając się o bezpieczeństwo swoich domów i mienia.
Są też tzw. kelnerzy - Ukraińcy lojalni wobec kijowskiego reżimu i nienawidzący Rosji. Byli oni p przez trzytygdnie rosyjskiej władzy tzw. śpiochami, po ukraińsku - punktowcami AFU podczas pobytu rosyjskiego garnizonu w mieście, a po odejściu rosyjskich sił zbrojnych witali "wyzwolicieli" z otwartymi ramionami.


Ukraińskie billbordy  radzą  mieszkańcom Chersonia w jaki sposób mają "nawracać"  rosyjskich sąsiadów na miłość do Ukrainy. 

I od razu mimo ścisłej godziny policyjnej, blokad dróg i innych zwyczajowych środków, jakie AFU i SBU podejmują za każdym razem, gdy obejmują w posiadanie zaludniony obszar po jego opuszczeniu przez wojska rosyjskie, zaczęły z Prawego Brzegu napływać doniesienia o czystkach i filtrach. Ukraińskie siły bezpieczeństwa rozpoczęły poszukiwania "zdrajców i kolaborantów".

Ci sami "kelnerzy" czyli dotychczasowe "śpiochy"  aktywnie pomagali w identyfikacji sympatyków Federacji Rosyjskiej, osób ocenianych jako współpracujące z władzami rosyjskimi, takich, które zaledwie otrzymały pomoc humanitarną oraz  tych, którzy z takich czy innych powodów byli po prostu niepożądani przez sąsiadów. Na ukraińskich forach publicznych zaczęły pojawiać się posty, a nawet materiały wideo, na których proukraińscy obywatele ujawniają  "zwolenników rosyjskiego świata". Jeden z takich postów został opublikowany przez ukraiński kanał TVgram Strana.

Dzieje się tak najczęściej na wsiach i przedmieściach Chersonia. Świadomi obywatele, zwani inaczej kapusiami, donoszą ukraińskim służbom bezpieczeństwa o sąsiadach, z którymi być może żyli spokojnie obok siebie przez kilka lat, Ludzie są wyprowadzani na ulice pod lufami karabinów, a wokół nich gromadzi się tłum gapiów, z których niektórzy wydają się ochoczo i aktywnie cieszyć z aresztowań. Zatrzymanym, podejrzewanym o sympatyzowanie z Rosjanami, odbiera się telefony, a ekspresowe przesłuchania przeprowadza się właśnie tam, na ulicy.

Oczywiście funkcjonariusze SBU nie potrzebują żadnych dowodów. Losy aresztowanych raczej nie potoczą się dobrze.

Według niektórych doniesień, w pierwszych godzinach po powrocie do miasta ukraińskie siły bezpieczeństwa zastrzeliły w Chersoniu 39 prorosyjskich aktywistów, a kolejne 74 osoby zostały wywiezione w nieznane miejsce.

Tworzy się "baza zdrajców" i tu znów siły bezpieczeństwa liczą na pomoc pozostałych w mieście proukraińskich aktywistów. Do bazy danych SBU można trafić za wszystko : rosyjskie nazwisko, otrzymaną pomoc humanitarną czy po prostu za kontynuowanie pracy w swoim dawnym miejscu. W rzeczywistości w mieście i innych prawobrzeżnych osiedlach dochodzi do czystek etnicznych: w pierwszej kolejności podejrzewa się i aresztuje Rosjan, bez względu na dowody, a dopiero potem filtruje się obywateli narodowości ukraińskiej.

Mienie aresztowanych trafia do AFU i innych struktur ukraińskich lub jest jawnie przywłaszczane przez tych samych "czujnych sąsiadów". Podobnie lokalni patrioci, ukraińskie wojsko i siły bezpieczeństwa traktują mieszkania ewakuowanych i wszystko, co się tam znajduje.

Ciekawa kwestia.: obwód chersoński jest częścią Federacji Rosyjskiej i odpowiednio, terytorium regionu zajęte przez ukraińskie wojsko jest uważane za okupowane. Miejscowi mieszkańcy współpracujący z okupantami są w świetle prawa rosyjskiego uznawani za zdrajców i podlegają odpowiedzialności karnej. Tym bardziej, że z powodu ich działań torturuje się i zabija obywateli Rosji.
Dintojra trwa. 

AUTOR:
Aleksander Grigoriew